30.11.09

Dobry początek



Povl Kjer, Owca na biegunach, 1981, Etnodizajn Festiwal


Wychodzi na to, że wciąż reklamuję Muzeum Etnograficzne w Krakowie, ale wydaje mi się niezwykle ciekawe obserwować działalności placówki, która do niedawna pogrążona w muzealnym śnie, nagle, z nowym dyrektorem, przeszła całkowity lifting. Dzisiaj, gdy tyle się dyskutuje o muzeach, taki przykład daje do myślenia. Mówi się bowiem teraz przecież o nowym typie muzeum – otwartym na współczesność, wchodzącym z nią w dialog (czy jednak nie takie muzeum realizował Ryszard Stanisławski w Łodzi?). Muzeum otwarte na konteksty, na miejsce swojej lokalizacji, otwarte bez mała non stop i otwarte na nowe rodzaje publiczności. Jak się okazuje, te założenia wydaje się realizować do jakiegoś stopnia nie nowo powstała instytucja, lecz Muzeum Etnograficzne.

Latem Muzeum miało program występów teatrów ulicznych, m.in. na Placu Wolnica, gdzie się znajduje jego główna siedziba; placu, który przez większość czasu, mimo że znajduje się w sercu Kazimierza, stoi pusty i niewykorzystany. Teatry powinny tam grać jak najczęściej.

W MEK pojawiło się kilka niezłych wystaw, np. wystawa o islamie i ornamencie („Islam. Orientacja. Ornament”) jest bardzo przyjemna w oglądaniu. Stanowić może świetny przykład tego, jak można zrobić interesujące wydarzenie mając do dyspozycji niewiele eksponatów. Są one jednak starannie, dobrane, a także przekonująco objaśnione, do tego dobrze zrobione, nastrojowe oświetlenie i staranna aranżacja przestrzenna, także świetnie wpleciony w nią tekst, powodują, że wystawa jest udana, robi wrażenie, wciąga.

Chcę jednak napisać o kolejnym przedsięwzięciu muzeum – i pomyśle, który jest strzałem w dziesiątkę. To Etnodizajn festiwal, który się właśnie zakończył. Dizajnem zajmują się teraz wszyscy i każde miasto chce mieć coś związanego z projektowaniem przedmiotów. Łódź, Gdynia, Warszawa, Cieszyn (absolutnie nie jest to ani kolejność chronologiczna, ani kolejność ważności).

Dlaczego więc Muzeum Etnograficzne nie miałoby się zająć tym tematem? Powstał więc Festiwal Etno Dizajnu. Tutaj dygresja. Prawdopodobnie obecna chwila zapisze się w historii jako czas festiwalomanii, kiedy każde wydarzenie, któremu organizatorzy chcieli nadać wyższą rangę a także pozyskać miejskie pieniądze (chociaż nie wiem czy to przypadek ME), zyskiwało nazwę festiwalu. Nie muszę chyba przypominać, że Kraków ma swój Festiwal Zupy czy Pierogów. Tak więc, z Etno Dizajnu nie podoba mi się nazwa. Ale tylko ona. Reszta zapowiada się obiecująco.

W tym roku odbyła się dopiero pierwsza edycja, więc dla znawców tematu był to przegląd dość oczywisty. Dla reszty ludzi było to jednak ciekawe i atrakcyjne wydarzenie. Gdy w którąś niedzielę zwiedzałam wystawę, towarzyszył mi niezły tłum.

Doskonałym pomysłem okazało się umieszczenie eksponatów wśród ekspozycji stałej muzeum. Przemieszanie przykładów nowoczesnego i osiągalnego wzornictwa, bo chyba wszystko, co pokazywano, można było kupić (rzecz jasna, nie w muzeum), dało dobre rezultaty. Pokazywało bowiem, skąd wywodzą się wzory, a także i jak można ich używać, a także że dizajn to sztuka dla ludzi, którą stosuje się w praktyce, jak niegdyś stosowano sprzęty w góralskiej izbie itd.

Jak sądzę, to filozofia organizatorów kazała im sięgać nawet po przykłady popularne i tanie. Pojawiły się zatem rzeczy z Ikei, np. stojący zegar w szkolnej izbie. Przeciwnym biegunem wydaje się być olbrzymi i efektowny grzejnik w kształcie renifera (Gus van Leeuven), ale i ten obiekt znajduje się w obiegu handlowym.

Przy wspaniałej kolekcji strojów regionalnych, uzupełnionej pasjonującymi przykładami ludowego zdobnictwa ubiorów, pojawiły się współczesne ubrania. Bardzo podoba mi się pomysł zaproszenia obok innych także i krakowskiej projektantki, Moniki Drożyńskiej, współprowadzącej sklep-galerię Punkt. Były tam też np. ciuchy z pięknej kolekcji szwedzkiej firmy Odd Molly, która wyznaje zasadę krótkich serii i nawiązywania do ludowego wzornictwa. Nie mogę nie wspomnieć o kierpcach na wysokich obcasach, czyli kierpcasach autorstwa polskiej młodej projektantki „Osh” Olgi Szynkarczuk. Były elementy wyposażenia wnętrz, m.in. zjawiskowy fotel ELSA z załataną starą poduszką babci projektanta Kristoffera Fagerströma w roli głównej. Meble w kształcie pni drzewa Snodevormgevers. Rower pomalowany w kwiatki przez Alexandra Girarda. Niesamowita owca na biegunach o wściekle różowej barwie futra (Povl Kjer).

Mam wrażenie, że popularne podejście – jak już wspominałam – nie wynika z faktu, że jest to pierwsza edycja imprezy, ale z założeń organizatorów. Że nie ma to być laboratorium awangardowych pomysłów, ale rzeczy dobre do użycia od zaraz. Podejście zatem praktyczne i użytkowe. Wystawa główna obudowana była dodatkowymi wystawami, pokazami, dyskusją, konkursem czy oprowadzaniem po Krakowie szlakiem historii etnodizajnu.

Zrobiono dobry początek. Przydałby się np. konkurs na projekt inspirowany sztuką ludową, przydałoby się pogłębienie tematu, a nie tylko zaprezentowanie jego rozległości. Na to pewnie nadejdzie czas przy drugiej edycji festiwalu,


Muzeum Etnograficzne w Krakowie, zespół: Katarzyna Piszczkiewicz, Ewelina Lasota, Anna Zabdyrska
strona www

1 komentarz:

  1. Jestem wierną fanką Muzeum Etnograficznego, fantastyczni ludzie, najlepsze muzeum w moim Krakowie ;)))
    Mam nadzieję, że organizatorzy będą robić jeszcze więcej ciekawych rzeczy, trzymam kciuki za wszystkie przedsięwzięcia!

    OdpowiedzUsuń