26.1.09

Do czego mogą się przydać spacery po mieście











Widziałam w Zderzaku wystawę Cecylii Malik „Ikonostas Miasto”. Bardzo mnie zaciekawiła. Dużo spaceruję w ostatnim czasie i spacery te działają na mnie inspirująco. Zastanawiam się jak je wykorzystać w mojej pracy. Jestem specyficznym rodzajem flâneura, bo chodzę z wózkiem. Cecylia podobne doświadczenie zamknęła w swojej wystawie.

Jej malarstwo to solidny, ale i dość siermiężny polski realizm. Siermiężny, (to słowo jest zbyt dosadne, używam go z braku innych), bo skąpany w szarościach i szarobrązowych sosach, dość grubo malowany, ale gdzieś tam przezierają, a niekiedy jest ich całkiem sporo, kolory jasne, radosne. Bohaterami obrazów są elementy miejskiej architektury i infrastruktury. Nie powinno się ich nazywać martwym naturami, bo intensywność spojrzenia i to, że są występują na obrazach pojedynczo, chciałoby się powiedzieć - indywidualnie powoduje, że są to portrety rzeczy. Niewielkie i niezauważane obiekty, które nadają ostatecznego wyrazu miastu. Klapy studzienek, zawory hydrantów, kratki piwnicznych okienek, fragmenty furtek i ogrodzeń. Cecylia malowała je z natury. Po prostu, jak twierdzi, nie umie malować ze zdjęć. Ja jednak myślę, że w tym manifestacyjnie staromodnym podejściu chodzi o coś więcej – o kontakt z miastem, bliski, osobisty, wręcz cielesny. Także o kontakt z ludźmi, którzy mogli komentować powstające dzieła i pewnie jakoś wpływać na ich kształt.

W tym wyruszeniu w plener jest coś świeżego, widzę w nim powrót do dzieciństwa, kiedy malowało się z mozołem pierwsze obrazy, „obrazki” jak to się mówiło, z dreszczem pierwszych spotkań z publicznością na ulicy. Cecylia zasiadła z farbami i blejtramem na chodniku, murku lub krawężniku. Blejtram trzymała na kolanach. Dla mnie to postmodernistyczna wersja mitu malarza wyruszającego ze skrzynką farb w plener. Z tym, że w plener wyszła malarka.

Wciagające są zdjęcia dokumentujące wykonywanie obrazów przez Cecylię i jej opowieści o reakcjach ludzi. Szkoda, że zabrakło ich na wystawie. Byłaby to wtedy zupełnie inna realizacja, bardziej portret artystki, jej ciekawości ludzi, wrażliwości, dokumentacja spacerów miejskich. Zdjęcia i opowieści, które poznałam właściwie przypadkiem, powodują, że jestem lepiej nastawiona do tej wystawy niż byłabym bez znajomości jej zaplecza. Wydaje mi się, że oglądana bez niego może być niezrozumiała lub odbierana jako wystawa z narzuconym na siłę tematem. Tymczasem spotkania z przechodniami, ich reakcja, ich spontanicznie wyrażane opinie, to materiał na pracę o micie malarza i o stanie świadomości społecznej w kwestii sztuki. Oczywiście, nie ma tu nic odkrywczego, ale nie o to chodzi. Kraków – stolica kultury przez duże K dostarczyłby ciekawego tła do tej pracy o powszechnym odbiorze artystów i o powszechnym wyobrażeniu piękna.

Temu malarstwu nie jest potrzebny balast znaczeniowy ikonostasu. Jeszcze przed wystawą artystka zestawiała mniejsze obrazy w większe całości, tworząc rodzaj tablic poglądowych. Przyznaje, że za wzór służyła jej kompozycja ikony. Jednak ważne było rozwiązanie problemu opowiadania w obrazie, wprowadzenie narracji, a nie sacrum. Tę metodę stosuje wielu malarzy. Można ją tłumaczyć jako niechęć do wyboru tylko jednego motywu, symultaniczny portret przedmiotu rozwijający się w czasie, kilka jego wersji.

Uważam, że wprowadzenie ikonostasu, podpowiadając jakieś drugie dno wizerunków rzeczy, jakieś wątki świętości przedmiotów, uświęcania codzienności, niepotrzebnie spłyca wystawę, czyni ją pretensjonalną. Ikonostas to przecież ściana z obrazów, która sama w sobie jest obrazem nieba. Jest granicą i jednocześnie symbolizuje, co znajduje się za nią – obszar święty. Każdy z jej elementów zajmuje swoje miejsce w ściśle ustalonej hierarchii i znajduje się w ścisłej zależności od innych, każdy coś oznacza. A co może oznaczać wizerunek hydrantu w miejscu ikon namiestnych? Nie dam się wpuścić w maliny, nie będę przeprowadzać tutaj analizy uzasadniającej zastąpienie ikony Boga strażackim wężem. Obrazy Cecylii nadają się na esej o entropii zżerającej przedmioty, o świetle i materii - na wzór Stasiuka, a nie na dywagacje o sacrum.

Ta bardzo krakowska wystawa o historii wcielonej w rzeczy, w której się żyje, rzeczywiście operuje motywami zamykania, zasłaniania, oddzielenia, przejścia. Jednak okienka, kraty, bramki, drzwiczki namalowane i wytłumaczone są za prosto, by ikonostas miałby jakiekolwiek wytłumaczenie i by się obroniło jego użycie w roli innej niż czysto dekoracyjna.

O wiele bardziej obiecującym kierunkiem wydaje się być kierunek przewodnika. Wystawie towarzyszy mapka, są na niej zaznaczone miejsca, z których pochodzą namalowane motywy. To świetny pomysł. Malarstwo pomaga odkrywać miasto, zachęca do bezcelowych wędrówek, dając im pretekst, pozór celowości.


Cecylia Malik, "Ikonostas Miasto", 14 stycznia - 28 lutego 2009, Galeria Zderzak, Kraków


strona Galerii Zderzak

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz