9.5.07

O zaangażowaniu i półstrategiach kuratorskich

Ewa Tatar i Dominik Kuryłek jakiś czas temu zrobili rozmowę – niby z exgirls, ale główny jej ciężar leżał jednak na mnie. Nie było łatwo. Był to rodzaj podsumowania naszej dotychczasowej działalności i strategii kuratorskich. Nie lubię takich słów jak strategia, bo za wiele sugerują. Nasze to są takie półstrategie, coś stosujemy, z drugiej jednak strony wiele miejsca pozostawiamy temu, co wyniknie z naszej działalności, intuicji, zmianom zdania.
Umberto Eco pisał o wywiadach, że zazwyczaj wycinają z nich wszelkie zmiękczenia opinii, wszystkie chyba, może, wydaje mi się – w związku z tym opinie stają się kategoryczne i nie bohater wywiadu w ogóle siebie nie rozpoznaje. Tak samo ja nie rozpoznaję siebie w „strategiach”. To brzmi za poważnie, to nie jest skończone, to jest otwarte. To jest otworzenie czegoś, co potem się dopełni (z naszą pomocą, oczywiście, ale też z niezbędnymi modyfikacjami sposobu działania). Nigdy nie miałam zapędów kontrolowania czegoś od początku do końca.
Rozmowa dotyczyła w głównej mierze zaangażowania, i dyskutowanej dzisiaj wciąż polityczności. Tak, sytuacja sprzyja zaangażowaniu, chciałoby się widzieć front artystów, tworzących prace zaangażowane, krytyczne i inteligentnie odnoszące się do obecnej władzy, Zazdroszczę Włochom, tam za Berlusconiego powstawały dzieła krytyczne. Tutaj… Szkoda gadać. A jeszcze żeby takie dzieła porwały ludzi – uświadomiły, że nie są sami, stworzyły ruch obywatelskiego oporu… Marzenia. Podobno… Lady Pank stworzyło pieśń krytyczną o obecnej sytuacji w Polsce. No, ładnie – to znak, że zaangażowanie jest teraz jednym ze sposobów na odgrzewanie starych kotletów?
Coś jest z tym zaangażowaniem, że ciągle pokutuje w naszym środowisku, w świecie sztuki jego mit i jakaś perwersyjna tęsknota za nim. Pamiętam dyskusje jeszcze w czasie studiów, że zaangażowanie pozostaje cały czas podejrzane – jako kac po socrealizmie. Myślę, że przesada z tą traumą socu, tutaj chodzi raczej o przesadne dążenie do nowoczesności, do bycia na czasie – w naszych „najweselszym baraku” za komuny. No i to, że za zaangażowanie płacono – i to słono…
Sztuka nie zmienia świata. Skąd trwałość tej tęsknoty? Przypomina mi ona oczekiwania i zarazem narzekania krytyków literackich w związku z brakiem porządnej powieści, która opisywałaby naszą rzeczywistość po 1989.
Szczególnie jestem dumna z zakończenia rozmowy, które pozwolę sobie zacytować:
„Nie widzę siebie jako kogoś skończonego. Często, gdy mam bronić swoich poglądów, to znajduję się w dziwnej sytuacji. Trudno mi to robić, bo już jestem gdzieś dalej. […] Nieustanny rozwój, nieustanne zmaganie się z samą sobą: z tym, że nie mam jednoznacznej tożsamości i jednoznacznych, niestety, poglądów. Nieustannie fascynuję się czymś innym, nowym, czymś, co mnie dotyka, co mówi coś ważnego o nas samych. Ale też [najważniejsze jest] bycie w tym wszystkim szczerą wobec siebie, wobec innych.”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz