18.3.07

Jeszcze Święto

Święto Kobiet 2007 udało się nad podziw dobrze.

Już na długo przed tą imprezą wiedziałyśmy, nauczone doświadczeniem z zeszłego roku, że imprezę poświęconą feminizmowi i sztuce należy organizować na 8 marca. Kiedy indziej nie chwyci. Oczywiście, trochę przesadzam, ale dobrze wykorzystywać medialną i społeczną nośność "Międzynarodowego Święta Kobiet". Co z tego, że dwuznaczna, skoro działa?

W zeszłym roku postanowiłyśmy zorganizować naszą imprezę - naszą, bo od 2004 roku organizujemy feministyczne wydarzenie balansujące na granicy sztuki i wypowiedzi politycznej, społecznej o tej nazwie - później. Postanowiłyśmy zorganizować je w lipcu, bo dobrze by było, gdyby trochę wymuszonego "świętem" zainteresowania problematyką kobiecą przeciągnąć na inne pory roku. Zaprosiłyśmy świetne artystki - Lucię Tkacovą i Anetę Mona Chisę. Pracują w duecie, poznały się na Akademii w Bratysławie, dzisiaj jedna z nich - Lucia - mieszka w Bratysławie właśnie, Aneta z kolei - w Pradze. Udało nam się świetnie utrafić w czasie, tuż przed przyjazdem dziewczyn do Krakowa, na początek lipca 2006, okazało się, że zostały lauretkami prestiżowej nagrody dla młodego artysty ze Słowacji - Nagrody Oskara Cepana! Zrobiłyśmy wystawę dziewczynom gościnnie w Galerii FAIT. Szkoda, że minęła nie wywołując większego rozglosu, Lucia i Aneta pokazały tam większość swoich dotychczasowych prac. Filmy, zdjęcia, a także absurdalną kolekcję banalnych przedmiotów ukradzionych z topowych galerii na Zachodzie. Mówią zatem o artystkach - bawiąc się dobrze wykorzystując język "odkrywania istoty kobiecości". Robią zdjęcia i film przestawiające je w pozach jak z produkcji porno, ale są w ciuchach i we dwie, bez faceta... Prostymi zabiegami przeinaczają i ośmieszają rozmaite języki. Dobrze się przy tym bawią. Trochę takie kobiece Azorro, ale uczulone na kwestię gender i kwestię obcości wobec głównego nurtu kultury naszej części Europy.

W tym roku postanowiłyśmy zrobić wystawę polską. Rodzaj powszechnego ruszenia. Postanowiłyśmy więc pracować inaczej niż dotychczas... Tak więc, doszłyśmy do wniosku, że czas domaga się wypowiedzi politycznej i jasnego opowiedzenia się po jakiejś stronie. To nie czas tylko na kulturę. Bo z kulturę można zmanipulować. Gdy zastanawiałam się nad kształtem tegorocznego ŚK, uderzyło mnie jak bardzo feminizm skapitulował wobec polskiej rzeczywistości, uważając nawet za stosowne usprawiedliwiać własne istnienie. Ktoś powiedział "feminizm, jakie to niemodne!" - gdy relacjonowałam potrzebę imprezy czysto feministycznej i odnoszącej się w sposób bezpośrednio do naszej polityki i sytuacji kobiet. A właśnie, że skoro tak, to tym bardziej trzeba być feministką i trzeba walczyć (oczywiście, na rozmaite sposoby).

Ostatnio czytałam kilka wypowiedzi na temat Partii Kobiet. Ciekawe te wypowiedzi, doskonale świadczą o polskiej mentalności, o problemie Polek (moim też) z działalnością polityczną. Na Forum na Feminotece dziewczyny zastanawiają się... czy nie warto zapisać się do Partii Gretkowskiej w charakterze piątej kolumny, żeby szerzyć idee feministycznych wśród jej apolitycznych członkiń. Zabawne, ale może ma to sens... Oczywiście, żartuję. Sens ma działalność z otwartą przyłbicą, a nie jakieś podkradanie sobie zwolenniczek. Ma rację Agata Araszkiewicz, że Gretkowska doskonale zagospodarowała dotychczasowy urobek femnistek. I że Gretkowska strzela sobie samobója odżegnując się od polityki i kwestii aborcji. Nie da się! Oczywiście. Typowo polskie odciąganie kobiet od polityki, bo to nie jest ich sprawa. Ich sprawa, to dzieci dom, służba zdrowia... Typowo polska rzekomo jest tzw. trzecia droga, nie ostry feminizm, tylko cimci rymci, szukanie istoty kobiecości, byle dalej od miejsc, gdzie decydują o naszym życiu. Poza tym - i to moja wątpliwość - nie da się tworzyć partii politycznej przez media. Popularność medialna to tylko bonus na początek, a co dalej? Mam wrażenie, że ta partia to wielki fanklub Gretkowskiej.

***
Znowu nie napisałam o wystawie. Może przynajmniej trochę.
Udało nam się pokazać ją w Teatrze Nowym, nowym - nomen omen - miejscu na Kazimioerzu w Krakowie, w tym samym budynku, gdzie było kino Wisła, miała swój teatr Ewa Demarczyk i gdzie dzisiaj jest dyskoteka gejowska!
Teatr stworzyli młodzi aktorzy tuż po szkole. Są otwarci na różne inicjatywy: w kwietniu będzie można zobaczyć u nich Katarzynę Kozyrę.
Miejsce bardzo dobre na wystawy sztuki, bo obfitujące w zakamarki i nie white cube. Przede wszystkim świetna sala teatralna, doskonale nadająca się na projekcje.
Co pokazałyśmy? Wiele filmów: Syreny TV, Wilhelm Sasnal, Wojtek Doroszuk i kapitalne Szwedki, które zrobiły sondę na warszawskiej ulicy o tym, z czym ludziom kojarzy się feminizm. Furorę z tego zestawu zrobił zwłaszcza Sasnal z kapitalnym filmem, przedstawiającym młodą kobietę, jakby czekającą na wejście na żywo na antenę, pod jakimś wiaduktem, w miejscu jakiegoś wypadku... Wszystko tu było niedopowiedziane, tajemnicze, do tego magiczna wręcz muzyka, piosenka bodajże Burta Bacharacha. I tylko oko kamery śledzące namiętnie tę dziewczynę, skupiając się na jej nogach, szczupłych kolanach...
W sali poprzedzającej (jakoś tak się składa, że idę od końca), obszernej sali z barkiem, stolikami i sofami, pokazałyśmy obrazy Basi Bańdy, plus jej szkicownik, prezentujący nagich mężczyzn, do tego - wstrząsające zdjęcia Jadwigi Sawickiej, z nich najważniejsze wydaje się to zawierające cytat z listu Witkacego do żony, kiedy ta poddała się aborcji. Piękno i cierpienie i okropność. Do tego filmy - Anna Maria Karczmarska, objawiająca się jako Maryja w oknie Pałacu Kultury, świetny film Lidki Krawczyk i Wojtka Kubiaka, z obrazami kobiet, wyciętymi z amatorskich filmów rodzinnych... Na zewnątrz - w szatni - m.in. klapy na oczy Karoliny Kowalskiej (takie jakie mają konie) - można je było przymierzać.

Do tego dodałyśmy kserowany zin, w którym znalazł się np. Horroskop Ewy Majewskiej. Wlepki i plakaty projekty nieocenionego Hakobo, jak zawsze rzucające się w oczy i stanowiące jego własną, autorską wypowiedź, kolejną pracę na naszej wystawie.
Aha, jeszcze prace dźwiękowe. Ania Okrasko nagrała siebie jak czyta Simone de Beauvoir, wstęp do "Drugiej Płci". Trzeba przybliżać podstawowe lektury ludziom, którzy nie mają na to czasu.
Daniel Rumiancew zrobił nagranie w hołdzie Hubertowi H. Pamiętacie? Hubert H. to ten facet, którego ścigała policja za ubliżanie prezydentowi IV RP.

***
Nie muszę dodawać, że tym razem nie miałyśmy żadnych pieniędzy na realziację tej wystawy. Po prostu na feminizm w naszym kraju pieniędzy nie ma... A jednak się udało. Dwa dni, zero zaproszeń, drukowanych informacji, dystrybuowanych wcześniej, a jednak ludzie się zeszli, i to tłumnie. Bardzo się udało. Idea feministyczna nie ginie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz