12.3.07

Emocje

Przepraszam za milczenie. Dużo pracy. Dużo też poczucia, że koniecznie muszę to czy tamto zapisać na blogu, co w efekcie kończyło się niezapisywaniem... Tak dużo, że nie wiadomo, co wybrać :) To ten stan, pewnie go znacie, kiedy dzieje się wiele, czyta się wiele, pojawia się wiele osób w okolicy, wiele jest rozmów dookoła, wymiany myśli, ale nic z tego nie wychodzi na wierzch. No i tutaj kłania się myslenie przyczynowo-skutkowe: czy to musi ujawniać się na zewnątrz? Czy każda rozmowa, każde spotkanie, musi skończyć się CZYMŚ?

Dziękuję za komentarze i wyrazy sympatii po moich dotychczasowych wpisach. Proszę się jednak mną nie przejmować. To, co tutaj piszę, to moje alter ego... Pewna kreacja. Nie do końca prawdziwa "ja". Kawałek mnie, ale nie ja cała.

Emocje... Pragnę rehabilitować emocje. Dotychczasowe moje doświadczenie wskazuje bowiem na to, że jeżeli w czyims zachowaniu pojawiają się emocje, to one dyskredytują. Nie chce się kogos takiego słuchać, brać na poważnie, dyskutować. Nie żalę się, to jest reguła ogólna. To, co dyskredytuje, to jest przecież normalny i w końcu dobry jak każdy inny sposób reakcji, emocje nie są skierowane przeciw komukolwiek, emocjonalny sposób mówienia jest równie uprawiony jak każdy inny.

Przykład z ostatniej chwili na dwoistość społecznych ocen. Ostatniej niedzieli, 11.03., słuchaliśmy rano "Sniadania Radia Zet". Nie lubię tego, nie cierpię nie panować nad tym, co wdziera się do mnie do domu, ale Jarek jest uzależniony od tego, żeby cos grało. Dodatkowo medialna popularność polityki jest niezwykła. Czy to polska specjalność - fakt, że polityków w mediach znajdziemy o każdej porze dnia i nocy? Polityka staje się soap operą, reality show, zapełniaczem, rozrywką po prostu, czyli tworem medialnym. A przecież nie jest zabawą, zdajemy się zapominać, że to całkiem realna sprawa, z jak najbardziej realnym wpływem na nas.

Ze nie życzę sobie Gosiewskiego czy Orzechowskiego w moim domu, z ich bełkotem, nieprawością, świadomym kłamstwem, wrzaskiem? I tak ich zazwyczaj mam: ulegam łągodnemu szantażowi męża. Nie o tym jednak mowa. Ostatnie "Śniadanie..." wyróżniało się szczególnie rozhisteryzowanym głosem. Posiadacz głosu tytułował się "obrońcą życia". Owym nizłomnym rycerzem na froncie walki zapewne z "cywilizacją smierci" byl pan Michał Kamiński. Pan ten przemawiał właściwie krzycząc, jego wystąpienia kipiały od emocji, krzykiem swym zagłuszał rozmówców, ego się rozpychało. Cóż, kiedy to POSEŁ. Posłowi i na dodatek mężczyźnie wolno być emocjonalnym, zwłaszcza, że przecież walczy...

Skądinąd słabo mi się zrobiło, bo na własne uszy usłyszałam, jak panowie posłowie prawicy, przehandlowali kobiety. Staram się unikać mediów, żeby się nie denerwować. U mnie więc emocje, odwrotnie niż u posła Kamińskiego, nie zagrzewają do walki, tylko odbierają do niej motywację.

Co do hadlu, patrz: ostatnia rozmowa Najsztuba, z Agnieszką Graff w "Przekroju" na 8 marca. A histeria Kamińskiego, gdybym ja lub któras z moich koleżanek zaprezentowała się w ten sposób np. w pracy, zaowocowałoby to kąśliwą uwagą - "nie będę z tobą rozmawiać, bo jestes zdenerwowana", czy: "Jak się uspokoisz, to pogadamy".

***
Nie jest ze mną tak źle jak zdałyby się wskazywać poprzednie wpisy. To zmęczenie. Z czego wynika? Z nadmiaru. Za dużo wszystkiego. Potrzeba mi odpoczynku! Niemyślenia!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz